Bolesne tortury
Zuza znowu jest w dołku. Nie może spać i jeść. W jej głowie rodzą się kolejne czarne scenariusze. Już nie wie jak rozmawiać z facetem, ba! - ona nawet nie wie jak rozmawiać ze sobą. Nieustannie analizuje gdzie zrobiła błąd, co mogła zmienić, dlaczego tak się stało… a przecież wiemy, że nieustanna analiza szkodzi, wszystkim bez wyjątków!
Tak więc, skąd bierze się słowo "problem"? Czy każdy problem jest taki sam? Czy wszyscy radzimy sobie w taki sam sposób? Czy tylko ja mam tyle problemów? A zastanawiałaś się kiedyś nad kwestią etykietowania? Bo przecież to co Ty nazywasz "problemem" wcale takim nie musi być. Kolejny raz, to od Ciebie zależy, jak ocenisz daną sytuację. Problem to kwestia decyzji i nazewnictwa (oczywiście nie we wszystkich przypadkach).
Zmiana myślenia
A pomyśl co mogłoby się stać, gdybyś na jeden moment zmieniła myślenie i z neurotycznej babki, stała się kobietą, która przyjmuje to co daje jej świat, świadomie idzie przez życie i nie prowadzi ze sobą zbędnych, krytycznych dialogów. Bo przecież między "zawalił mi się świat", jest jeszcze nasza interpretacja i to co zrobimy z daną sytuacją. Przykład z codziennego życia: Zaczyna padać deszcz, a Ty nie masz parasola, Twoja starannie wykonana fryzura zmienia się… Masz dwa wyjścia, wpadasz w panikę i w myślach powtarzasz jakiego to masz pecha i że nic Ci się w życiu nie udaje, nawet popołudniowe wyjście z domu albo uśmiechasz się do siebie, przeczesujesz włosy ręką i myślisz sobie, że przecież francuzki zawsze mają takie włosy i uchodzą za najpiękniejsze!
Ten banalny przykład pokazuje, że tak naprawdę to my same stwarzamy sobie idealne warunki do tortur. Blokujemy siebie, swoją spontaniczność i radość życia - lękami i warunkami. Często mówimy sobie, że będę szczęśliwa, jeśli zdam egzamin X albo znajdę mężczyznę, urodzę dziecko, kupię własne mieszkanie. Toniemy w zdaniach, które są dla nas niczym kotwica, zarzucona na dno morskie. Niby zapewniamy sobie bezpieczeństwo i jesteśmy takie niezawodne, zaradne, wspaniałomyślne, a tak naprawdę pogrążamy się i tracimy czas na dramatyzowanie. Ja rozumiem ciężkie sytuacje, bezradność ludzką, chorobę dziecka i wiele innych naprawdę gorzkich doświadczeń, ale nazywanie problemem czegoś, co nawet przy tym nie stało jest zwykłą głupotą. Wiem, że jako psycholog powinnam podejść do tematu z większą wrażliwością, ale mnogość sytuacji, w których człowiek poddaje się i co gorsze narzuca na siebie piętno ciągów myślowych, w których praktycznie kończy ze sobą, jest przerażająca. Liczba samobójstw młodych ludzi zatrważa, a kiedy podchodzisz bliżej do tematu i dowiadujesz się, że powodem były niezdane egzaminy, ściska Cię za serce jeszcze mocniej. Czujesz dreszcz na plecach i żałujesz, że nie mogłaś mu pomóc.
"Jordi miał za sobą próbę samobójczą. Powodem były poprawki na koniec semestru. A jego uzasadnienie brzmiało następująco: Jeśli nie uda mi się poprawić przynajmniej jednej z ocen, będę musiał powtarzać klasę. Jeśli w kolejnym roku znowu sytuacja się powtórzy, wyrzucą mnie. Mogę nie skończyć żadnej szkoły, nie dostanę się na uczelnię. To katastrofa. Stałbym się wyrzutkiem w rodzinie. Moje życie nie byłoby nic warte." Rafael Santandreu
Ten beznadziejny przykład pokazuje, że nasze ciągi myślowe mogą doprowadzić do tragedii. I jestem przekonana, że każda z nas od czasu, do czasu miewa takie momenty, w których pogrążamy siebie negatywną wizją przyszłości. Ranimy się i wierzymy w coś, co często nie jest prawdą. Na tym polega nierealność tego świata, wizja ideału jest nam tak bliska i jednocześnie tak daleka, że tworzymy sztuczne potrzeby. Powtarzamy, że musimy "to mieć i tam być", bo inaczej wszystko jest bez sensu.
Wyjście z sytuacji
Wyjściem z tej sytuacji jest zachowanie równowagi. Nie musisz być idealna i nie musisz być zawsze najlepsza. Może to jest Twoje pragnienie i jakaś wewnętrzna potrzeba, ale spraw, aby nie było warunkiem Twojego szczęścia. Pamiętam jak na studiach jeden z kilkudziesięciu przedmiotów zdawałam trzy razy, miałam naprawdę dosyć wszystkiego. Przepłakane noce, wykute tabelki na pamięć, zawodowe słownictwo i egzamin, który właściwie oceniany był dość subiektywnie. Wyrokiem były wyniki i zawsze brakujący, magiczny jeden punkt. Ale nie myślałam wtedy o najgorszym, zaciskałam zęby i walczyłam. Ogromnie doceniałam wsparcie rodziców i Mateusza. Wiedziałam, że kiedyś to będzie miało swój koniec i faktycznie tak się stało. Sytuacja pokazała mi, że jestem silna i wytrwała. A to, teraz ma dla mnie ogromne znaczenie.
Musisz wiedzieć, że w życiu nie wszystko będzie idealne i takie jakie chciałabyś, aby było. Ludzie nie zawsze będą Cię sprawiedliwie traktować i doceniać to, co robisz (doświadczam tego wielokrotnie, niestety wiele ludzi nie potrafi sobie wyobrazić, że pisanie bloga to naprawdę długie godziny pracy). A Twoje sprawy wcale nie muszą iść zawsze po Twojej myśli.
Na tym właśnie polega życie i kiedy zaczynamy akceptować tych kilka prawd, nagle zauważamy, że żyje nam się łatwiej. Im więcej manipulujemy i kombinujemy, tym jest nam gorzej i trudniej, dlatego skupiajmy się na tym, co ważne. Nie zatruwajmy sobie życia i naszym bliskim.
Ale czy komfortowe życie jest naprawdę takie idealne?
"Chcemy, żeby było nam wygodnie. Ciepło (ale nie za bardzo!). Miękko. Luźno. Cicho. Smacznie. Pachnąco. Jekiekolwiek odstępstwa od tych "norm" traktujemy jako zniewagę. Chcemy zmieniać: uciszać, perfumować, wentylować. Narzekać i prostestować. Jeśli uczynisz z komfortu fetysz, obsesję, twoje życie będzie ciągłym dyskomfortem. Twoja nadwrażliwość stanie się udręką dla ciebie i otoczenia. Komfort przychodzi i odchodzi. Na dłuższą metę staje się wręcz nudny - trudno pogodzić go z aktywnym korzystaniem z życia." Rafael Santandreu
Koniecznie podzielcie się ze mną swoim zdaniem na ten temat.
Wszystkiego dobrego! :)
Ja wyznaję zasadę, że problem staje się problemem w zależności od podejścia. Problem może być ograniczeniem, utrudnieniem - ale zawsze da się wszystko w pewien sposób rozwiązać.
OdpowiedzUsuńZ własnego doświadczenia wiem, że zmiana myślenia nie jest taka łatwa. Żeby zmienić myślenie potrzeba czasu. Jak mówi mój psychiatra - zawsze jesteśmy oceniani i tak będzie. Jednak musimy się pogodzić, że czasami coś może się komuś nie podobać. Moim zdaniem nic nie dzieje się bez przyczyny. Nawet te najgorsze wydarzenia mają jakiś powód, który ujawni się wcześniej lub później ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wiktoria z bloga Book Written Rose. Zapraszam ❤
Świetny post :)
OdpowiedzUsuńWitaj Cammy:)
OdpowiedzUsuńodwiedzam Twojego bloga co jakiś czas, a Twoje wpisy często skłaniają mnie do reflekcji. Postanowiłam w końcu napisać tutaj, u Ciebie, coś od siebie.
Sama wiem jak trudno zmienić cokolwiek w swoim życiu, jeśli przez szereg lat wszystko było poukładane, wpasowywało się w jakieś, w głębi niewidoczne ramy, było idealne dla wszystkich wokół. Czasami nie potrafimy dostrzec problemu, zaradzić mu w zarodku, aż narasta do ogromnych rozmiarów, kiedy to zaczyna znacząco wpływać na nasze życie, często odbierając nam radość, poczucie spełnienia i wewnętrzny spokój. Nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny, a wszystko co negatywne jest po to, żebyśmy spróbowali(w moim przypadku) nauczyli się wyciągać wnioski i uczyli siebie. Nigdy nie jest za późno na zmiany, warto poznać siebie, polubić, a może z czasem też pokochać, żyć na 150%(dla tych bardziej odważnych to nawet i na 1000%), kochać, mieć odwagę i wiarę, że da się radę, że wszystko jest możliwe, a przed nami tylko piękne chwile i momenty. :)
Moim zdaniem takie negatywne myślenie nie bierze się z nikąd. A mianowicie, duże znaczenie ma otoczenie w jakim się dorasta, nastawienie do życia najbliższych członków rodziny. Jeśli dziecko dalej młody człowiek dorasta w otoczeniu gdzie rodzice nieustannie powtarzają nie rób tego, tak się nie zachowuj, jak Ty wyglądasz - bo co ludzie powiedzą i strofuja na każdym kroku, to jak inaczej w dorosłym życiu ma zachowywać się i czuć taki człowiek? Nieustannie myśli i analizuje każda rzecz, żeby była dobra a nawet idealna, bo boi się krytyki i oceny innych, bo to mimochodem wpajano mu od dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Wyrosła.w takiej rodzinie, teraz czuje sie jic nie warta, bo sama nie widze w sobie tej wartości. Boje się wielu rzeczy w życiu, każda decyzję poprzedza setka analiz i najczęściej rezygnuje z wielu rzeczy bo boje się przykrych konsekwencji, a przecież wiem że każdy krok w życiu jest obarczony jakimś ryzykiem.Boje się osądów innych, ciągle mimo że mam 35 lat jestem oceniana przez rodziców, tak jak w szkole, gdy każdą ocenę jaka dostałam w szkole porównywali z oceną mojej przyjaciółki.A że często była ciut lepsza to robili wszystko żeby mi to pokazać i dolowac. Niestety tak się potoczyło, że wybrałam towarzysza życia o podobnym zachowaniu. Już chyba nigdy nie odbuduje poczucia wartości,sama nie jestem na tyle silna osobowością o najbliżsi tylko to skutecznie utrudniają. Uważam że okoliczności i ludzie którzy nas na codzień otaczają maja kolosalne wpływ na nasze życie i emocje.
UsuńDziękuję za prosty przekaz.
OdpowiedzUsuń